czwartek, 30 kwietnia 2015

8.


' I’d already had a sip 
So I'd reasoned I was drunk enough to deal with it '

                Na dworcu w Łodzi prawie nie ma ludzi. W tle gdzieś leci Piaf, a mojego Milorda nigdzie nie widać i nawet nie da się do niego dodzwonić. Siadam na ławce, moje stopy dość nerwowo wystukują rytm piosenki.
   -Jestem Zuza, już jestem! – drze się Bartek, biegnąc do mnie. – Przepraszam, długo czekałaś?
   -O dziesięć minut za długo – podaję mu swoją torbę. – Cześć. Zaraz usnę. Bądź przygotowany na to, że możesz nieść mnie śpiącą do mieszkania.
   -Tak jak w filmie – uśmiecha się szeroko Kurek. Niech ci będzie. Rzeczywiście niewiele brakuje od tego, bym usnęła w jego samochodzie. Mało rozmawiamy, po przyjeździe Bartek oddaje mi swoją sypialnię sam kładąc się na materacu w salonie. Chcę mu się wygadać, jednocześnie nadal jestem na niego wściekła i do tej pory nie wiem co mną kierowało, że przyjechałam akurat tu.
Rano budzę się przed nim. Wyciągam z szafy jego polar, narzucam się na siebie, siadam przy kuchennym oknie i palę. Wyjątkowo nie przeszkadza mi chłód bijący z dworu, w ciszy podziwiam wirujące w powietrzu płatki śniegu. Czuję w sobie dziwny spokój, którego na pewno bym nie miała, gdybym była właśnie w Warszawie i musiałabym oglądać Zbyszka.
   -Mogłabyś z tym skończyć.
W drzwiach staje Bartek. Na złość mu nie gaszę papierosa, śmieję się, gdy marszczy nos i kaszle.
   -Zuza, to nie jest zabawne! – staje przede mną. – Nie lubię, jak palisz.
   -Przyzwyczaisz się – odpowiadam beztrosko.
   -To przynajmniej nie pal w moim mieszkaniu, okej?
   -Okej, panie Delikatny – mruczę i kończę palić. – Co proponujesz na śniadanie? Jestem głodna.
   -Zamiast się truć, to mogłaś je zrobić – Kura wygląda zza drzwi lodówki. – Będą kanapki, pasuje?
   -Oczekiwałam kawioru i szampana.
   -O co ci chodzi? Wcale nie musiałaś do mnie przyjeżdżać. Sama tego chciałaś. Właśnie, o co poszło między tobą a Zbyszkiem?
   -Sprawy czysto rodzinne.
   -A dokładnie?
   -Nic ci nie powiem.
         Bartek więcej nie dopytuje. Przy śniadaniu daje mi bilet na popołudniowy mecz z Resovią i tłumaczy dojazd do hali. Właściwie to wcale nie mam ochoty pojawiać się na tym spotkaniu, robię to tylko z grzeczności. Jak zwykle pokażą mnie kamery, a ja będę musiała się uśmiechać, choć zapewne wcale nie będę mieć na to ochoty. Szczerze mówiąc, to jeden z tych dni, gdy nie chce mi się zupełnie nic. Z trudem pokonuję moją niechęć do świata i wychodzę na mecz. Ciągle pada śnieg, wieje, a ja marznę. Autobus jest pełen kibiców poubieranych w klubowe barwy, głównym tematem ich rozmów jest oczywiście nadchodzące spotkanie. Zbytnio się im nie przysłuchuję, dopóki nie wyłapuję nazwiska Łukasza zestawionego z ‘transfer do Resovii’. Zaniepokojona od razu po wejściu na halę staję przy barierkach i nerwowo macham do Bartka.
   -Słyszałeś coś o Kadziewiczu w Rzeszowie? – pytam. – Słyszałam rozmowę jakichś kibiców, że Resovia ma go wypożyczyć…
   -Serio? – dziwi się Kura. – Nie wiem, naprawdę nic mi nie wiadomo. Podpytam się po meczu. Denerwujesz się Mańką?
   -No trochę – przyznaję. – Dobra, nieważne, to pewnie plotki. W ogóle, to powodzenia.
        Bartek dziękuje mi pocałunkiem w policzek. Udając, że ten mały gest nie zrobił na mnie żadnego wrażenia, siadam na swoim miejscu. Moją „sąsiadką” okazuje się być Winiarska, przy której na wspomnienie maślanych oczów mojej siostry do Winiara na imprezie po Mistrzostwach robi mi się strasznie głupio. Zaraz do niej dołącza Wlazły. Obydwie są zajęte rozmową o wychowywaniu dzieci, ale robią to w taki sposób, że jestem bliska zwrócenia jedzenia co najmniej sprzed tygodnia. Cały ten mecz przez to jest dla mnie katorgą. Chyba jako pierwsza wychodzę z sektora pod barierki, szczęśliwa, że nie muszę dłużej ich słuchać. Bartek rozciąga się z paroma chłopakami z Resovii, ich rozmowa wydaje się nie mieć końca, tak jak przepychanie mnie na wszystkie strony przez jakieś nastoletnie dziewuszki. Wreszcie Bartek wstaje i rusza w moją stronę, wywołując ogromny pisk.
   -Wybacz, ja piszczeć na ciebie nie będę – śmieję się, kiedy staje przede mną i nie wie, w którą stronę ma najpierw pójść.
   -To, co wcześniej słyszałaś, to nieprawda – mówi, podpisując pierwszą lepszą kartkę. – Nie masz się czym przejmować.
   -Spoko – kiwam głową. – Nie będę ci przeszkadzać bo jak widzę jesteś bardzo bardzo zajęty, więc może zaczekam przed halą, co?
   -Poczekaj w środku, po co masz niepotrzebnie marznąć?
        Śmieszą mnie szepty zazdrosnych dziewczynek, posyłam kpiące spojrzenia, ale unikam zgryźliwych komentarzy. Grzecznie czekam na Bartka, przy okazji dzwonię do Kubiaka wybadać sytuację w mieszkaniu i dowiaduję się, że mój przeuroczy brat wyprowadził się do swojej dziewczyny ‘ale tylko na parę dni, żeby oczyścić atmosferę’. Na moje słowa, że tak naprawdę to się sfrajerzył i się wstydzi, Miś nie miał żadnego usprawiedliwienia dla Zbyszka.
W mieszkaniu Bartka zaczynam czuć się dość swobodnie. Gdy on robi kolację, ja ogarniam salon. W pokoju jest dość gorąco, zrzucam z siebie gruby sweter i zostaję w samym podkoszulku i dżinsach. Jestem tak zajęta szykowaniem stołu i śpiewaniem, że nie zauważam Bartka siedzącego na kanapie.
   -Do garów, bo się przypali jedzenie! – próbuję żartować, bo zbyt dobrze znam ten wzrok. – Bartosz, halo halo, żyjesz?
   -Ja nie umiem już dłużej udawać – słyszę w odpowiedzi. Ściszam radio i siadam obok niego domyślając się, co za chwilę usłyszę. – To jest beznadziejne, wiesz?
   -Nie wiem, bo nie mam pojęcia, co może być beznadziejne – opieram brodę o dłonie, wzdychając głęboko. Boże, no niech on powie to prosto z mostu…
   -To, co do ciebie czuję. Bo ja do ciebie czuję dużo. Bardzo dużo. Za dużo. I ty jesteś tam, ja tu, i ja cię nie mogę mieć. Ale ja cię chcę. Nie mogę powiedzieć, że cię kocham, ale nie mogę też powiedzieć, że na mnie w żaden sposób nie działasz. Prościej tego nie umiem wytłumaczyć.
   -No i masz dziewczynę. To już wszystko skreśla na samym początku.
   -Zuza, a ty?
   -Co ja?
   -Co ty czujesz?
        Ukrywam twarz w dłoniach. Wstydzę się przyznać, że też coś czuję, poza tym, to i tak nie wyjdzie. To nie ma prawa się udać.
   -Zuz, płaczesz?
   -Nie, ale jestem blisko.  
        Spoglądam na Bartka. Delikatnie splata nasze dłonie, milczy. Nie wiem, czy to dlatego, że czeka aż ja coś powiem czy dlatego, że sam nie ma pojęcia, czy chce powiedzieć coś więcej.
    -Ty też nie jesteś mi obojętny – wyrzucam w końcu z siebie. – Ale to się nie uda. Jesteś w związku, a ja jestem twoją chwilową fascynacją albo czymś na kształt…
        Bartek przerywa mi pocałunkiem. Nie kończy się na jednym pocałunku, lądujemy na podłodze zapominając o reszcie świata. Czuję się jak królowa świata, jestem szczęśliwa, że ktoś właśnie mnie stawia na pierwszym miejscu, nie licząc się z konsekwencjami.
   -I co teraz będzie? – pytam, kiedy nasze oddechy są już w miarę spokojne. Boję się odpowiedzi. Boję się, że on zdążył zmienić zdanie i zgodzi się z tym, co mu wcześniej powiedziałam.
   -Spróbujmy. Jeżeli nie wyjdzie, to trudno.
   -A twoja dziewczyna?
   -Nie rozmawiajmy teraz o tym. To, co nas łączy, zatrzymajmy tylko dla siebie.
        Mocny uścisk ramion Bartka sprawia, że wszelkie złe myśli chowają się gdzieś po kątach mojej głowy. Przypominają się nad ranem, gdy się przebudzam. Kurek jeszcze śpi, po cichu ubieram się i wychodzę z mieszkania, nie zostawiając po sobie żadnego śladu.

-----------------

Nie lubię tego.
(a tak poza tym to chyba szykujcie się na nowe rzeczy na załamaniu nerwowym, ale nic nie obiecuję) 

2 komentarze:

  1. Olał Zuzę jak Ankę dla Alicji :D:D hihihihi :D jaram się <3

    OdpowiedzUsuń
  2. och Bartusiu, Bartusiu, jakie "nie rozmawiajmy o tym"? głupiutki jesteś. ale Zuzia w sumie też nie lepsza.

    OdpowiedzUsuń