poniedziałek, 25 maja 2015

9.


Zibi

'Nie bądź mi wrogiem i 
Chwyć mocno mnie za kark 
W tę zimną, nocną porę'

                Michał milczy. Wolałbym, żeby się na mnie wyżywał, żeby na mnie krzyczał, ale nie milczał. Cisza doprowadza do mnie do szaleństwa. Zuza też się nie odzywa, solidarnie z Mańką odrzuca moje telefony. Cała trójka zachowuje się, jakbym nie istniał. Nie wiem, czy jestem bardziej wściekły na nich czy na siebie. Decyduję się przeprowadzić na jakichś czas do Olki, która wydaje się być z tego zadowolona. Siedzi oparta o moje ramię i przepisuje coś z zeszytu na kartki.
   -O co właściwie się pokłóciłeś z siostrami? – pyta, nie odrywając wzroku od notatek.
   -Długo by opowiadać – odpowiadam wymijająco. Nie powinna o tym wiedzieć. – Taka zwykła rodzinna sprzeczka.
   -Jakby była zwykła, to byś się do mnie nie przeniósł – odkłada na bok kartki. Opuszkami palców przejeżdża po moim policzku, przygląda mi się uważnie. – Chcą ją poznać.
   -Ją, to znaczy?
   -Twoją starszą siostrę. Ma na imię Marianna, prawda?
   -Po co chcesz ją poznać?
   -Może bym was pogodziła?
                Nie chcę jej mówić, że prawdopodobnie przez to jeszcze bardziej byśmy się poróżnili.
   -Nie sądzę – mruczę. – Z resztą, Mańka nie potrafi się długo gniewać.
   -A Zuza?
   -Też.
   -A Michał? Co z nim?
   -Oli, zostaw to mi.
   -Jak chcesz.
                Ola wraca do notowania. Kiedy ją o coś pytam odpowiada półsłówkami albo nie odpowiada w ogóle.
   -Nie chciałem, żebyś to tak odebrała – mówię, łapiąc ją za dłoń. – Po prostu nie uważam, że to sprawa, w którą mogłabyś się mieszać. Kilka dni i wszystko wróci do normy.
                Olka wzdycha krótko i całuje mnie lekko w czoło. Mam wrażenie, że przejmuje się tym o wiele bardziej niż ja. Przez kolejne dni kłamię, że z Michałem znów rozmawiam, a z Zuzą próbuję się porozumieć. Kubi ciągle udaje zajętego a nasze kontakty ograniczają się tylko do powitań, z kolei Zuzka już nawet nie odrzuca moich połączeń, bo zablokowała mój numer. W końcu nadchodzi sobota, dzień meczu z Jastrzębskim. Przegrywamy w tie-breaku, ale to nie to jest dla mnie najważniejsze. Po dzisiejszych wspólnych akcjach w końcu normalnie rozmawiam z Michałem. Postanawiam wrócić do domu gdy nagle Michał marszczy czoło i pokazuje mi na Mańkę z Olką. Od razu przypomina mi się rozmowa z Olą, zaczynam się denerwować i idę do nich, zanim Marianna wpadnie w totalną furię. Mańka nie jest wściekła, ma ten swój okropny sarkastyczny uśmiech, za to Ola wygląda jakby miała za chwilę wyjść z siebie i nawet nie daje mi się odezwać.
   -Wy jesteście oboje pojebani! – warczy. – A z tobą nie chce mieć więcej nic do czynienia – patrzy na mnie oskarżycielsko i szybkim krokiem od nas odchodzi.
   -Coś ty jej kurwa naopowiadała? – cedzę przez zęby. Mańka jest rozbawiona moją złością, śmieje się głośno i targa mnie po włosach.
   -Prawdę braciszku, prawdę – ciągle się uśmiecha. – Chyba nie sądziłeś, że się nie dowie o naszej ostatniej wspólnej kolacji? Poza tym, jeśli ci na niej zależy, to dlaczego za nią nie biegniesz?
   -Bo bardziej zależy mi na tobie, kretynko.
        Wyraz twarzy Mańki diametralnie się zmienia. Spuszcza powieki i przygryza dolną wargę, zawsze tak robi, gdy nie wie, jak ma się zachować. Raczej spodziewała się, że urządzę awanturę, zacznę wrzeszczeć i zrobię taką szopkę, jakiej jeszcze nikt nigdy nie zrobił. Pomyliła się. Jest moją siostrą, osobą, która pomagała mi w życiu z miliard razy i której potrzebuję.
   -Czy ty coś ćpałeś czy po prostu jesteś pojebany? – Mańka przybiera arogancki ton głosu. – Odczep się ode mnie.
   -Ale my musimy pogadać!
   -Nie mamy o czym.
        I zostaję sam. Mało mnie obchodzi jej ośli upór, szybko się ogarniam i wybiegam z hali. Na szczęście jeszcze nie odjechała, staję przy jej samochodzie, nawet nie przeszkadza mi zimno i niesamowicie padający śnieg.
   -Co ja ci baranie powiedziałam? – krzyczy z daleka. Uśmiecham się do niej szeroko i gdy tylko otwiera auto, pakuję się na siedzenie pasażera. – Czy do ciebie cokolwiek dociera? – pyta mnie raz jeszcze.
   -Musimy porozmawiać – odpowiadam.
   -Nie musimy.
   -Musimy.
         Wiedziałem, że skapituluje. Oznajmia, że pojeździmy bez celu po mieście. Przytakuję zastanawiając się, kiedy mam podjąć temat.
   -Dobra, mów, co masz mi do powiedzenia – Mańka od razu przejmuje pałeczkę. Na czerwonym świetle po raz pierwszy w życiu częstuje mnie papierosem, co jest dla mnie wyjątkowym wydarzeniem, bo ona nigdy przenigdy w normalnych warunkach by tego nie zrobiła. Korzystam więc z okazji, krztuszę się przy pierwszym zaciągnięciu się, wywołując głośny śmiech Mani. – Myślałam, że jak zapalisz to łatwiej się wysłowisz, ale widzę, że kiepski z ciebie zawodnik.
   -Bardzo zabawne – uchylam odrobinę okno i zaciągam się po raz kolejny. – O co chodzi z Dorotą?
   -Co to znaczy o co mi chodzi? Jestem z nią.
   -Ale to ty… no wiesz, lubisz dziewczyny?
   -Facetów też. Ciągle. W tej kwestii nic się nie zmieniło.
   -Bo ja… ja kiedyś uważałem twoją fascynację Nosowską za niegroźne dziwactwo, ot, taka faza i nic więcej. Byłaś w liceum, w liceum każdy ma swoje różne dziwactwa. Nigdy bym nie pomyślał, że ty jesteś biseksualna.
   -Nie myślę o sobie w tej kategorii. Z resztą, po Łukaszu nie mam ochoty wiązać się na poważnie. Dora po prostu przy mnie jest.
   -Lila też przy tobie jest.
   -Mamy się znów pokłócić? Lilka to moja najlepsza przyjaciółka i tyle, nic poza tym. Serio Zjebi, twoja głowa potrafi wyprodukować bardzo… specyficzne obrazy. Ja też cię powinnam przeprosić za Olkę. Powiedziałam jej o tym wszystkim żeby cię wkurwić.
   -Domyśliłem się.
   -Mogę to spróbować wszystko odkręcić, powiem jej, że zrobiłam to na złość i że to nieprawda.
   -Nie trzeba, nie planowałem się z nią poważnie wiązać.
           Mańka wyrzuca swojego papierosa za okno i kręci głową.
   -Naprawdę jesteś walnięty – mówi. – A tak poza tym, jedziemy do was. Zuza chyba nas dzisiaj potrzebuje.



Zuza

'W ramiona wtulę się 
To nie pozwoli mi 
Bać się z oddali głosów'

                Lublin jest równie zaśnieżony co Warszawa. Chowam ręce do kieszeni kurtki i idę przed siebie, na Krakowskim Przedmieściu jest wyjątkowo mało ludzi, może to przez nieludzki mróz, może przez późną porę. Idąc przez przepięknie oświetlone Stare Miasto wspominamy z Igą wszystkie imprezy i powroty nad ranem.
   -Brakuje mi tego wszystkiego – mruczę, odgarniając śnieg z grzywki. – Strasznie brakuje. Chwilami żałuję, że się przeniosłam. Nie tego, że zmieniłam klub, ale że wróciłam do Warszawy. Tu mi jakoś miałam więcej czasu.
   -Serio, nie pamiętam, kiedy my byłyśmy ostatnio na jakiejś imprezie – przyznaje Iga. – Tutaj to minimum dwie, trzy na miesiąc, i udawało nam się dzielić ręczną ze studiami. Przynajmniej mam blisko Igora.
   -A ja mojego psychola – krzywię się na samo wspomnienie o Zbyszku. Z daleka rozpoznaję Izę stojącą pod Bramą Krakowską. Zaczynamy jej machać, ta nie zważając na nic biegnie i rzucam nam się nam w ramiona.
   -Wreszcie Lubelska Święta Trójca w komplecie! – cieszy się. Ja też się cieszę, bo strasznie mi jej brakowało. Przez dwa lata grania w AZSie strasznie się ze sobą zżyłyśmy więc gdy zdecydowałyśmy się z Igą przenieść do Warszawy, chyba z tydzień płakałyśmy, że się rozchodzimy. Zajmujemy stolik w jednej z naszych ulubionych knajpek, powoli sączymy piwo i wymieniamy najnowsze ploteczki. Naturalnie jak zwykle schodzimy na temat związków. Milczę o Bartku, doskonale wiem, jak dziewczyny zareagowałyby na takie rewelacje, ale gdy Iza po raz kolejny nieśmiało podpytuję o Zbyszka, irytuję się.
   -Kompletny bufon, baran, prostak, idiota, kretyn, inaczej mówiąc, nikt dla ciebie – dopijam duszkiem piwo. – Tyle razy ci tłumaczyłam, że to nie jest odpowiedni facet.
   -Zuza ma rację – przytakuje Iga. – Ty wiesz, co on raz zrobił? Jechał za mną spod Promenady, i jeszcze miał czelność stać i czekać na mnie pod blokiem. Nie mam pojęcia, ile razy dawałam mu kosza.
   -Dużo – kiwam głową. – Izuń, na tamtej imprezie oboje byliście nieźle pijani, z resztą nieźle to za mało powiedziane. Jeden pocałunek po pijaku to nie miłość.
   -Wiem wiem, ale on jest taki cudowny – Iza wzdycha płaczliwie.
   -On nie jest cudowny, on jest beznadziejny! – irytuję się. – Tak mnie ostatnio wkurwił, że mogłabym o tym wiersz napisać.
   -Czym?
   -Bo Mańka ma dziewczynę…
   -Mańka ma co?!
        Nie spodziewałam się, że tym tak zszokuję Izę. Kiedy jej wszystko wyjaśniam, ona niespodziewanie staje po stronie Zbyszka. Zaczynamy się kłócić, zdenerwowana wychodzę i wracam do hotelu. Mam ogromną ochotę na papierosa, ale nie chcę dodatkowo pokłócić się o to z trenerem. Biorę za to długi prysznic i kładę się do łóżka. Iga przychodzi jakąś godzinę później. Kładzie się przy mnie, powoli dotyka moje mokre włosy.
   -Bez sensu to wszystko – mruczę, przecierając oczy.
   -Sama byłam zaskoczona jej reakcją – mówi Iga. – Zostałam, bo chciałam jej to racjonalnie wytłumaczyć, ale zdaje się, że Zbyszek jest dla niej kimś w rodzaju Boga. Ja sama byłam zdziwiona jak mi powiedziałaś o Mani.
   -Ale ty zachowałaś się normalnie i nie wykrzykiwałaś, że to wynaturzenie. Nigdy nie powiedziałabym, że Iza może tak myśleć.
   -Nie podziałało nawet to, że on kogoś ma. U Izy zwykle to było remedium na każde zauroczenie, a tu? Miejmy nadzieję, że jej do meczu przejdzie.
        Nie przeszło. Gdy tylko pojawiam się na rozgrzewce, Iza wręcz zgniata mnie wzrokiem. Iga każe mi nie reagować, ale trudno jest mi zachować opanowanie. Kiedy spotkanie się zaczyna, właściwie od pierwszych minut Izka próbuje mnie faulować. Robię się coraz wściekła, starając się strzelić bramkę popycham ją tak, że upada i nie może się podnieść. Najpierw biorę to za zwykłą symulację ale gdy w jej oczach pojawiają się łzy kucam obok niej.
   -Iza, przepraszam, tak strasznie cię przepraszam – opieram ją na swoim ramieniu by pomóc jej wstać.
   -Zuz, przestań, to tylko sport – przeciera łzy. – To ja cię przepraszam za wczoraj, to wszystko moja wina...
        Iza nie daje rady sama stać. Schodzi z boiska razem z lekarzami, ja dostaję karę i siedzę do końca meczu, bo trener jest na mnie wściekły. Sama nie mogę opanować złości. Po spotkaniu zabierają Izę na kontrolne badania do szpitala, ja decyduję się jechać za nią. Mam ogromne wyrzuty sumienia i nie potrafię myśleć, że ‘to tylko sport, takie rzeczy się zdarzają, sama wiesz’ jak to mi wszyscy powtarzają. Jadę autobusem z Igą w milczeniu, zatykam uszy na jej wszelkie próby uspokojenia mnie. W szpitalu czekamy jeszcze godzinę na ostateczne wyniki badań i chociaż kontuzja Izy nie jest groźna, wcale mi z tą wiadomością nie lepiej.
   -Zuza już przestań, naprawdę przestań – Iza przytula się do mnie. – Uspokój się, głupku. To ja cię idiotycznie prowokowałam. To ja na ciebie tak strasznie wczoraj nawrzeszczałam jak jakaś wariatka, ale ja tak wcale nie uważam. Nie wiem, o co mi chodziło.
   -Ale ja zdania co do Zbyszka nie zmienię – mówię cicho.
   -Dobra, to nie pora na rozmowę o nim – ucina.
                Po powrocie do Warszawy ciągle nie czuję się dobrze. Korzystając z okazji że Michała nie ma w mieszkaniu, pomimo mrozu i śniegu otwieram okno na oścież i zapalam papierosa. Ciągle jestem niespokojna, kładę się pod koc i leżę tak, dopóki w moim pokoju niespodziewanie nie pojawia się Misiek.  
   -Źle się czujesz? – kuca przy mnie. Robię mu miejsce obok siebie, by się położył, po czym opowiadam mu wczorajsze wydarzenia. – Nie rozumiem, dlaczego się obwiniasz – stwierdza, gdy kończę opowiadać. Wzdycham cicho, mocniej się w niego wtulając.
   -Miszka, ale to moja przyjaciółka – mruczę. – Jestem wściekła na nią za to, co powiedziała o Mańce, ale bardziej wściekła na siebie, że przez złość mogłam zrobić jej krzywdę.
   -Myszko, to jest właśnie sport…
   -W nosie mam taki sport!
        Michał śmieje się krótko i całuje mnie w czoło.
   -Misiek, to nie jest śmieszne – jęczę. – Mam ogromne, przeogromne wyrzuty sumienia. A jakbym ją zabiła?
   -Zaraz to ty siebie takim gadaniem zabijesz – Kubi spogląda na mnie poważnie. – Zuza, kontuzje zdarzają się wszędzie. Tobie zależało na wygranej, jej także. Emocje wzięły nad wami górę, ale przecież pogodziłyście się, a kontuzja Izy nie jest poważna. A ona tak na serio się zabujała w Zibim?
   -Już kiedyś coś wspominała, nawet przed tą imprezą w wakacje, ale jakoś niespecjalnie zwracałam na to uwagę. Proszę cię, Iza i Pajac to dwie różne planety.
        W przedpokoju słyszę dźwięk otwierających się drzwi, a po chwili głos nie tylko Zbyszka, ale i Mańki, co strasznie mnie dziwi. Oboje wchodzą do mojego pokoju i wyglądają na bardzo zaskoczonych.
   -Wy tak sobie razem leżycie? – pyta Zibi.
   -Mieliśmy przejść do czynów, ale wy weszliście – odpowiada mu Michał. – Poza tym, to tak, leżymy sobie, tłumaczę Zuzi parę ważnych spraw.
   -Na przykład, że w sporcie kontuzje się zdarzają? – odzywa się Mańka, na co natychmiast zasłaniam uszy i udaję, że nic nie słyszę.
   -W ogóle nie czuję się przez takie gadanie lepiej – warczę. – A ty pajacu nie patrz się tak na mnie, nadal się do ciebie nie odzywam.
   -Daruj mu, toż to głupie i nic nie wie o świecie – Mania klepie Zbyszka po głowie. – No, bardzo proszę ładnie podać sobie łapki na zgodę, już. Zbysia, ty pierwszy.
        Kiedy wstaję, by pogodzić się ze Zbyszkiem, dzwoni mój telefon. Batman spogląda raz na mnie, raz na moją ciągle dzwoniącą komórkę.
   -Co od ciebie może chcieć Bartek?
        Nie mam zielonego pojęcia, co powinnam odpowiedzieć. Wzruszam ramionami i zamiast odebrać, odrzucam połączenie. Kurek nie odzywał się do mnie od ostatniej soboty, ja z resztą też nie dawałam mu żadnego znaku życia. Martwiło mnie milczenie z jego strony chociaż jednocześnie ono mnie nie martwiło. Sama bałam się do niego odezwać.
   -Potem do niego oddzwonię – mówię, ale on dzwoni po raz kolejny.
   -Odbierz, może chce coś ważnego – Mańka mruży oczy, jakby zaczęła się wszystkiego domyślać. Odbieram więc, starając się zachować jak najbardziej naturalny ton.
   -Mam zadzwonić później? – pyta.
   -Zbyszek? A tak tak, już ci go daję – wciskam mój telefon w ręce Zibiego i bez słowa wychodzę do łazienki. Biorę parę głębokich oddechów i wracam do reszty udając, że wszystko jest w porządku. Mańka po zjedzeniu z nami kolacji wraca, ja i chłopaki rozchodzimy się do swoich pokoi. Gdy biorę komórkę w dłoń widzę migającą kopertę wiadomości od Kurka.
‘Przyjadę w ten weekend do Ciebie. Tęsknię.’


-----------------------------------

To idzie w bardzo dziwnym kierunku. Poza tym, widzę, że wchodzicie tam, gdzie jeszcze nie trzeba. Ale chyba już niedługo. Nie wiem. Na razie na głowie sesja, sesja i jeszcze raz sesja.

3 komentarze:

  1. co ten Zbyszek, taki grzeczny i rozsądny. bardzo ładny jest ten rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na nowe opowiadanie o miłości, podróżach http://poczekaj-odetchnij.blogspot.com/ .. :) Liczę na opinie ;)>

    OdpowiedzUsuń
  3. Miła Moja Sysiu, co z tego bedzie? :P Licze na Kurę w następnym rozdziale!

    OdpowiedzUsuń