środa, 2 września 2015

13.


Baby, you've played my heart
but the way that you've played it was art

        Siedzimy całą trójką przed telewizorem. Grzeję stópki pod nogami Zbyszka, łapki ocieplam sobie kubkiem z gorącą herbatą natomiast z Misia zrobiłam sobie podpórkę dla moich plecków. Jest cicho, spokojnie, o nic się nie spieramy. Dawno takiego wieczoru nie mieliśmy.
   -Co robicie w Walentynki? – pyta Zibi.
   -Siedzę w domu – odpowiadam wpatrzona w telewizor.
   -Ja też siedzę na chacie – mówi Michał. Zbyszek wzdycha głośno.
   -Nie podoba ci się to? – przenoszę na niego wzrok. – Już kogoś zaprosiłeś?
   -Jeszcze nie, ale mam zamiar – zerka niepewnie to na mnie, to na Michała. – Wiecie, chodzi mi o Agatę…
   -A o tej lasi to ja jeszcze nie słyszałam – upijam łyk herbaty. – Co to za madonna?
   -Ta z Siatkarskich Plusów – wyjaśnia mi krótko Misiek. – Nowa zdobycz Zibiego. Cóż, skoro my z Zuzą stąd się nie ruszamy, to możesz zaprosić ją gdzieś indziej.
   -Dźwig mam wynająć żebyście się ruszyli na te parę godzin? – mruczy Zibi, na co zgodnie z Kubim kiwamy głową.
   -Słuchaj ziomuś, najbardziej zjebane święto ludzkości jest w poniedziałek, w poniedziałek zaczynają się ferie a co za tym idzie, zaczynają się moje praktyki, no i ciągle mam treningi. Nie będę miała ochoty jeszcze wieczorem gdzieś się kręcić. Zresztą, nie mam z kim – tłumaczę.
   -Pójdziecie sobie do Mani.
   -Mania na pewno będzie z Dorotą.
   -No to do Lilki pójdziecie, na pewno się ucieszy.
   -Nie ucieszy, bo też jest z kimś umówiona.
   -Skąd wiesz?
   -Ja wiem wszystko o wszystkich, Zbysiałku.
        Reszta wieczoru, tak jak i kolejne dni, mijają mi i Michałowi na wysłuchiwaniu propozycji Zibiego gdzie możemy iść na te parę godzin, ‘’a najlepiej na całą noc’’. Na początku to jeszcze było zabawne, szybko jednak stało się irytujące więc gdy tylko Zbyszek poruszał na nowo ten temat wychodziłam do swojego pokoju. Skupiałam się na zaliczeniach i egzaminach, które udało mi się dość nieźle pozdawać. Ostatecznie w przypływie dobroci dla Zbyszka zgodziłam się wyjść na te parę godzin. Zupełnie nie wiedzieliśmy, gdzie mamy z Michałem iść. Decydujemy się jechać autobusem w razie gdybyśmy postanowili iść na drinka. Miasto tonie w różu i miłości niesionej przez zakochane pary. Wszędzie stoliki są zajęte albo porezerwowane, włóczymy się od lokalu do lokalu w poszukiwaniu wolnego stolika. Wreszcie znajdujemy wolne miejsce w małym pubie przy Placu Zbawiciela.
   -Nie wiem, po co ubrałeś się w koszulę – mówię Michałowi, gdy kelner odchodzi po spisaniu naszego zamówienia.
   -Nie wiem, po co ubrałaś się w sukienkę – parafrazuje mnie Kubiak. – Jakby na to nie patrzeć, jesteśmy na walentynkowej randce, nie mogłem przecież pójść z tobą ubrany jak dziad.
   -Nie nazywaj tego randką – mrużę oczy. Udaję, że nie zauważam uśmiechu Michała i rozglądam się po lokalu. Jesteśmy tu jedyną parą, reszta ludzi to single i singielki zajęci albo piciem albo siedzeniem przed laptopami. Mimowolnie zawieszam wzrok na Kubim. Milczymy, w ciszy przyglądamy się sobie. Nie wiem, o czym on teraz myśli, czy myśli o mnie czy może to jakaś inna dziewczyna zajmuje jego głowę i to z nią wolałby tu być.
   -Powinienem kupić ci róże.
   -Dlaczego akurat róże?
   -A czy w zimę są jeszcze jakieś inne kwiaty? Róże są cały rok. Kobiety lubią róże.
   -Na randki też kupujesz róże?
   -Jak zauważyłaś, nie chodzę na randki bo nie mam z kim.
   -To znajdź sobie kogoś.
   -A jeśli ja nie chcę nikogo sobie szukać?
        Zbyt osobistą rzeczą zdaje mi się pytanie dlaczego, choć jesteśmy ze sobą i tak dosyć blisko. Sięgamy po kieliszki z winem przyniesione przez kelnera i wznosimy toast za nas, ‘by wyrośli z nas jeszcze ludzie’.
   -A pamiętasz jak Iga mówiła, że jesteśmy niczym Ares i Nike? – przypomina Michał. – Ja ciągle chcę walczyć, ty ciągle chcesz wygrywać.
   -Coś w tym jest – przytakuję. – Parę drinków później nazwała Zbyszka Apollem a mnie Artemidą. Wtedy Zibi nazwał ją swoją Dafne.
   -Apollo był zakochany w Dafne?
   -Tak. Dafne była nimfą, ulubienicą Artemidy. Apollo był w niej szaleńczo zakochany, ale ona odrzucała jego zaloty.
   -I jak to się skończyło?
   -Dafne wybłagała u swojego ojca by zamienił ją w drzewo wawrzynu.
   -Dobrze, że Iga wciąż jest człowiekiem.
         Śmieję się pod nosem. Michał opiera brodę o dłoń, przygląda się mi przygryzając dolną wargę. Wygląda jak uśpiony Ares, jak jego łagodniejsza wersja, która nie ma zamiaru wszczynać wojen i niszczyć całego świata.
   -Chciałabym teraz pobiegać bosymi stópkami po trawie u ciebie w Wałczu – mówię, mając w pamięci ostatnie wspólne wakacje.
   -I chciałabyś być znów ugryziona przez pszczołę? – odpowiada rozbawiony Michał. – Pamiętam, jaką wtedy miałaś spuchniętą nogę!
   -Bardzo zabawne – wystawiam mu ze złością język. – Nie ma w tobie krzty romantyczności.
   -Wybacz, nie potrafię być romantyczny ale za to potrafię być rozważny.
   -Nie sądzę, by bóg wojny umiałby być rozważny.
   -Może bogini zwycięstwa nauczyłaby mnie rozwagi?
        W odpowiedzi wzruszam ramionami i sięgam po kieliszek z winem. Parę minut później kelner przynosi nasze zamówienie. Rozmawiamy o naszych najbliższych kolejkach, o moich studiach. Kiedy kończymy jeść chcę już wracać do mieszkania, ale Michał namawia mnie abyśmy jeszcze trochę zostali.
   -To bardzo miłe, że jesteś takim dobrym przyjacielem Zbyszka, tyle że mnie to nie obchodzi – mówię zarzucając na siebie płaszcz. – No chodź, wszystko wezmę na siebie.
   -A co powiesz na kino? – pyta Michał. Kierowana resztkami miłości i litości wobec Zbyszka zgadzam się. Łapiemy pierwszy lepszy autobus i jedziemy do najbliższego kina, gdzie kupujemy bilety na jakąś komedię romantyczną. Jesteśmy otoczeni zakochanymi parami, które bezlitośnie wyśmiewamy za wszelkie okazywane czułości. Film okazuje się być opowiastką o zajętym facecie zakochanym w siostrze swojego przyjaciela i nie podoba mi się nie dlatego, że przypominał to, co dzieje się w moim życiu ale dlatego, że był zwyczajnie kiczowaty. Gdy wychodzimy z sali Michał zerka na ekran telefonu.
    -Trzy połączenia od Zibiego – oznajmia. – Poczekaj chwilę, zadzwonię do niego – dodaje i oddala się parę kroków dalej by oddzwonić. Po chwili wraca i wygląda na dość rozbawionego.
    -I co tam? – pytam ubierając się.
    -Burza na Jowiszu – mówi. Mrużę oczy nie rozumiejąc z tego nic a nic. – Ta laska dała mu kosza. Możemy wracać do domu.
         Nie mogę przestać się śmiać, nawet gdy wchodzimy do metra śmieję się z Zibiego jak popieprzona. Uspokajam się dopiero kiedy na kolejnej stacji metra wchodzi akordeonista i zaczyna grać walca z Nocy i Dni.
    -Zaraz dziada czymś walnę – mruczy mi do ucha Misiek. – Nie znoszę tego.
    -Po pierwsze to nie żaden dziad, to facet niewiele starszy od nas a po drugie ja to uwielbiam – odpowiadam wsłuchana w muzykę. Michał kręci nosem i nie mówi już nic, wyciąga za to parę złotych z portfela i wrzuca muzykowi do kapelusza. Po wyjściu z podziemi metra zamiast czekać na autobus decydujemy się iść do domu piechotą. Korzystam z okazji i znów nabijam się ze Zbyszka, co nie podoba się Michałowi.
   -A ty jakbyś się czuła na jego miejscu? – pyta mnie.
   -Naprawdę chcesz bronić tego konowała? – prycham pod nosem. – On chciał ją tylko zaliczyć i nic więcej, pewnie się tego domyśliła i zwiała. Mądra dziewczyna, jestem z niej dumna. Może to da mu coś do myślenia chociaż wątpię, ostatnio mój brat wykazuje znikome ślady mózgu.
   -Jakim cudem wy jesteście rodzeństwem?
   -No właśnie, cudem.
        Michał cicho śmieje się pod nosem i łapie moją dłoń. Przez resztę drogi milczymy, zaczynamy znów rozmawiać gdy wjeżdżając windą na nasze piętro słyszymy głośną muzykę.
   -Więc burza na Jowiszu trwa nadal – wzdycha Michał. Nie wiem, czy można to nazwać burzą, to raczej cyklon, huragan i sztorm i lawina. Zibi jest już nieźle wstawiony, leży na kanapie i słucha rapu, który od razu po wejściu do salonu wyłączam.
   -Jaki ty jesteś zjebany – mówię nie wiedząc, czy powinnam śmiać się nad jego głupotą czy może nad nią rozpłakać. Ostatecznie zabieram mu wódkę, po którą próbuje niezdarnie sięgnąć. – Zbyszek, siądź normalnie i nie rób z siebie ofiary losu. Nie dała się bzyknąć to się nie dała, trudno.
   -Ale… ale ty nie rozumiesz nic – bełkocze.
   -No nie rozumiem – przytakuję. – To był powód żeby się najebać?
   -Ty nie wiesz… ile ja straciłem… jako facet! – Zibi podnosi płaczliwie głos. Spoglądam bezradnie na opartego o framugę drzwi Miśka, który jest tą sytuacją dość rozbawiony.
   -Straciłeś, bo nie dała zaciągnąć się do łóżka? – pytam, na co Zbyszek kiwa twierdząco głową. Całkowicie załamuję się beznadziejnością Zjebiego i nie mam więcej sił, by ją skomentować. Zostawiam go z Michałem, sama chowam się w moim pokoju. Drepczę w tej i z powrotem zastanawiając się, czy mogę już odezwać się do Bartka. Nie rozmawialiśmy nic o planach na Walentynki ale na pewno spędza je z Kamilą. Znów czuję się źle. Po raz kolejny nie potrafię poradzić sobie z tym, że to nie ja jestem tą jedyną i tą najważniejszą, że jest jeszcze ona. Nie umiem też postawić się na jej miejscu. Nawet nie chcę myśleć jak bym się czuła gdybym dowiedziała się, że jestem zdradzana. W myślach mam mnóstwo scenariuszy na rozwiązanie tego trójkąta, żaden z nich nie kończy się szczęśliwie. Coraz bardziej uświadamiam sobie, że nie należę do osób, które są w stanie budować swoje szczęście na nieszczęściu innych. Ostatecznie decyduję się odezwać do Bartka kolejnego dnia. Robię to po wieczornym treningu. W krótkiej rozmowie telefonicznej Kurek proponuje, że skoro chłopaki mają mecz wyjazdowy w Rzeszowie a my oboje mamy spotkania w piątek, to tym razem on przyjedzie do mnie. Od razu zapominam o wcześniejszych rozterkach, czas zaczyna się niemiłosiernie dłużyć. Wszystko wraca ze zdwojoną siłą, gdy dzień po jego przyjeździe dzwoni Kamila. Irytuję się, jestem gotowa wszcząć kłótnię i rozpętać prawdziwą kłótnię na Jowiszu, ale uświadamiam sobie, że to teraz nic nie zmieni.
   -Naprawdę nie mam zamiaru dłużej w tym tkwić – mówię cicho. – Daję ci miesiąc. Jeżeli od niej nie odejdziesz, ja odejdę od ciebie.

----------------------------------------------------

Bardzo się cieszę, że w końcu wstawiam ten rozdział. Kolejne powinno mi się już o wiele lepiej pisać.

1 komentarz:

  1. no i już w tym momencie są bardzo uroczą parą. Zjebi to Zjebi, kurtyna milczenia. no i fajnie, że Zuzia zaczęła w końcu myśleć.

    OdpowiedzUsuń